czwartek, 27 czerwca 2013

Natana samochodowe love

   Syn mój to stereotypowy chłopak. Uwielbia samochody miłością bezgraniczną. Wszystko co ma cztery koła jest obiektem jego przeogromnej fascynacji. Po kim tak ma? Hmmm... z mlekiem matki z pewnością nie wyssał - mnie samochody służą do się przemieszczania, a nawet nie do końca w sumie, bo cierpiąc na chorobę lokomocyjną wystrzegam się jak mogę podobnych wojaży, które nieodmiennie źle się dla mnie kończą. Po ojcu z pewnością w genach też nie przejął, bo mimo, iż kończył On samochodówkę, o samochodach wie tyle, że mają cztery koła i kierownicę (no ok, ok, może jeszcze o silniku wie i skrzyni biegów), a prawo jazdy... no na "dzień dzisiejszy" nim nie dysponuje. 
   Jak więc widać, Natek tak tymi samochodami sam z siebie od lat najmłodszych. Mało tego - pasją swą rodziców niewiernych zaraża. I już to kupujemy metalowe modele samochodzików pod pretekstem, że to dla małego; to jadąc autobusem, nawet bez Natka ożywiamy się na widok wozu policyjnego czy karetki pogotowia, a na spacerze wpadamy w euforię na widok traktora tudzież koparki. Proces nawracania postępuje. 
   W ramach użyźniania tej pasji wybraliśmy się w niedzielę na wystawę samochodów zabytkowych, choć wystawa to zdecydowanie za dużo powiedziane, bo dawnych aut było raptem kilka (na upartego na palcach jednej ręki policzyć by się dały). Jednak choć w "eksponaty " nie obrodziło, te, które się pojawiły były zacne. Nie będę udawać, że na modelach się znam, wykład o historii motoryzacji tez pominę milczeniem, co na jedno wyjdzie, pokażę Wam za to, jak świetnie bawił się Natek. 
   Dziecię moje, o którego uwagę niezwykle trudno, jeśli chodzi o mądre i rozwojowe zabawy, jak zahipnotyzowane oglądało nieruchome pojazdy. Nic nie gra, nie świeci, się nie rusza i nie popiskuje, a jednak ciekawi, a jednak uwagę przykuwa. Magia chłopięcej fascynacji:) 
   Choć muszę przyznać, że auta przyciągały wzrok. Weźmy choćby cadillac, no boooooski jest. A stara, poczciwa syrenka - klasyka i ponadczasowy urok. No i fiat... powiedzmy sobie szczerze, za piękny to on nie jest, ale budzi wspomnienia, bo będąc dzieckiem podobnym własnie jeździłam z rodzicami, w podobnym przesiadywałam bawiąc się z koleżankami, czy słuchając trzeszczącego i wciąż gubiącego zasięg radia lub magnetofonu na "ołówkiem przewijane" kasety taty... 
Jednak mimo nieodzownego czaru starych aut, to nie one wzbudziły w Natku największy zachwyt. "Ziółty bum", czyli zaparkowane nieopodal sportowe BMW. Kręcił się wokół niego, oglądał, zaglądał i obmacywał. Inne wozy też mu się podobały, dał sobie przy nich porobić zdjęcia, też , ale to właśnie do tego żółtego wracał jakby go przyciągał niewidzialny magnes, a zabierany do domu, odchodził ze łzami w oczętach. 
   Nie da się ukryć, rośnie mały automaniak, i choć najprawdopodobniej dopóki upodobania mu się skonkretyzują to zdąży je zmienić jeszcze razy naście, jednak zawsze już z rozrzewnieniem będziemy wspominać te choler** pługi śnieżne, których pojawienie się wymuszało na nas półgodzinne stanie na trzaskającym mrozie, a nagły, zbyt nagły według Natka odjazd wywoływał histerię i łzy jak grochy, zarówno u Malucha, jak i zrezygnowanego rodzica. Z rozrzewnieniem będziemy wspominać przesiadywanie w nagrzanym do niemożliwości samochodzie cioci z Natkiem tak pochłoniętym zabawą, że duchota i upał zdawały się go nie dotyczyć. Kiedyś... :)

3 komentarze:

  1. ooooo i mój Wito czułby się jak w raju

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny wypad, faktycznie rośnie Wam mały pasjonat:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno nie zauważyć, ze Natanek nie tylko patrzy na samochody z zachwytem, ale również z pewnym "okiem znawcy", typowym u facetów:)

    OdpowiedzUsuń